poniedziałek, 20 sierpnia 2007

FIORDY JEDZĄ MI Z RĘKI CZYLI KUCHNIA NORWESKA

Norwegia slynie z brzydkich mężczyzn i koszmarnej kuchni.
O tym pierwszym zdążylam się już przekonać, o tym drugim nie zamierzam.
Będę gotować po swojemu.
Dziś zapodam stek na dziko po jagiellońsku.
(Mala uwaga - moje potrawy zwykle nie mają nic wspólnego z nazwą. Marito zawsze w domu pyta : "O, jakie dobre! Jak to się nazywa?" No to mówię i się nazywa).
Wprawdzie lodówka Hansa i Rafa jest zaopatrzona w stylu żolnierskim, ale udalo mi się znaleźć mrożone hamburgery, cebulę i keczup. Po resztę skoczę sobie do sklepu.
Ze slownikiem w ręku i wiarą w moją gastronomiczną intuicję kupuję niezbędne ingrediencje.
Rozkladam to wszystko w kuchni na stole, zawijam rękawy i do dziela!
Czuję się trochę jak Nigella Lawson. Gadam sama do siebie, oblizuję palce i uśmiecham się do lustra w przedpokoju. Wyglądam absolutnie profesjonalnie!
Tlukę, panieruję, smażę, przyprawiam, obtaczam, przewracam, wzbogacam i duszę.
Oczami wyobraźni widzę już, jak Hans i Raf chwalą moje kulinarne arcydzielo.
No i ...
UWAGA! OSOBY WRAŻLIWE PROSZONE SĄ O OPUSZCZENIE BLOGA!
Norweska kiszona kapusta jest slodka!!!
Chyba przejdę się nad te fiordy.

P.S.
Chlopie, jak ja cię rozumiem...

klik

Brak komentarzy: