Kasjerka Ilonka tak
naprawdę była robotem.
Wytworem cybergenetyki marketingowej,
stworzonym na potrzeby jednej z dużych sieci sklepów spożywczych.
Ilonka miała być
lepsza od tradycyjnych kasjerek.
Potrafiła pracować bez przerwy przez całą dniówkę.
Nie myliła się, nie męczyły jej się ręce,
nie irytowali uciążliwi klienci.
Cały czas się uśmiechała.
Ustawiały się do niej najdłuższe kolejki.
Ciało Ilonki do
złudzenia przypominało ciało kobiety.
Tylko twarz miała nieco
zbyt pełną.
Bywało, że nie wychodził jej makijaż.
Nie potrafiła
dobrze pomalować ust.
Ale nikt nigdy niczego nie zauważył.
Koleżanki kasjerki trochę jej nawet zazdrościły.
Po jakimś czasie,
nie wiadomo dlaczego, Ilonka zaczęła puchnąć.
Z trudem mieściła
się w kasowym stanowisku.
Na szczęście nie musiała opuszczać go w ciągu dnia.
Kłopoty zaczynały się gdy kończyła pracę.
Aby wyjść, zapierała się nogami o ladę i mocno podciągała rękami,
korzystając z wiszącej nad głową ekspozycji papierosów.
Tylko
w ten sposób, z mozołem, wydobywała się na zewnątrz.
Rano było lepiej.
Przez noc jakby trochę klęsła.
Przywykła do tej kłopotliwej zmiany.
Zachowywała się tak, aby nie wzbudzać żadnych
podejrzeń.
A to pochwaliła ładny pierścionek klientki, choć na
swoje nabrzmiałe palce nie dałaby rady założyć żadnej biżuterii.
A to zagadnęła kogoś o wakacje, mimo że urlop i tak nie był wpisany w
jej aplikację.
Coraz większy
wysiłek sprawiał jej uśmiech.
Mięśnie twarzy, ukryte pod grubą
warstwą policzków, nie miały już siły pracować.
Dalej miała sporo
klientów i najlepszą wydajność w sklepie, ale coś w niej zgasło.
Pewnego dnia na jej widok rozpłakało się jakieś
dziecko.
Ciało Ilonki wyglądało jak wielki nadmuchany balon.
Twarz straciła ludzkie rysy.
Oczy rozszerzyły się na boki w dramatycznym rozbieżnym
zezie.
Prawie zupełnie zniknęły usta. Może przez to, że ostatnio
przestała je malować?
Wyglądała
przerażająco.
Klienci, bardziej lub mniej dyskretnie, zaczęli
wychodzić z kolejki.
Koszmar zaczął się
wieczorem. Nie była w stanie wyjść.
Jej rozpaczliwe starania
zauważył pracownik ochrony.
Udało mu się wydobyć zza lady jej
rękę.
Reszta ciała, przypominająca wielki, obły wór - utknęła.
Od pasa w dół była bezkształtną masą, o
nienaturalnych dla człowieka proporcjach.
Ochroniarz próbował
nawet rozmontować jej stanowisko. Bez skutku.
W czasie uporczywej
szarpaniny, niechcący przebił jej śrubokrętem brzuch.
Nawet nie
krzyknęła. Z rany zaczęła wydobywać się cuchnąca maź.
W hali nikogo już
nie było.
Zadzwonił na pogotowie. Wskazał miejsce wypadku i w panice wybiegł ze sklepu.
Ratownicy pojawili
się bardzo szybko, ale Ilonka zniknęła.
Tylko przy jej kasie, na posadzce, rozlewała się podejrzana
kałuża tłustego smaru.
Nazajutrz, firma
sprzątająca starannie oczyściła teren.
Kilka dni później
nowa kasjerka znalazła w skrytce mało używaną, całkiem dobrą
czerwoną szminkę.
Pomalowała sobie
nią usta i uśmiechnęła do pierwszego klienta.