niedziela, 20 lipca 2008

I PO HERBACIE...

Marito nigdy nie dopija herbaty. Od lat na tym tle dochodzi między nami do sprzeczek. Bo szkoda wody, gazu, herbaty, cukru, cytryny itd. itp.
Na swoją obronę Marito ma zawsze jakąś opowiastkę, która wyprowadza mnie z równowagi bardziej, niż zmarnowane herbaciane ingrediencje.
Pewnie jestem ciekawa tych durnych historyjek,
bo zamiast się przyzwyczaić zrzędzę i niepotrzebnie się napędzam.

Wieczór. Wracamy do domu. W kuchni na stole stoi pełna filiżanka zimnej herbaty, którą zrobiłam dla Marito jeszcze rano przed wyjściem.
W herbacie pływa utopiony mól.

- Chodź, chodź!! Zobacz swoją herbatkę!!
- Jezusmaria... Gdybym wypił, biedak by żył...

2 komentarze:

  1. akurat, jak nie umial plywac i tak by sie utopil, np. w kaluzy na podworku ...przeznaczenie
    trudno zmienic
    pozdrawiam
    Psycholog

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ale Marito nie czułby sie tak odpowiedzialny ... :|

    OdpowiedzUsuń